29 maja 2011

Andrzej

Siedząc po raz tysięczny w pociągu,
zastanawiałam się tylko nad tym,
kto będzie tym razem moją "ofiarą"
lub czyją "ofiarą" będę ja.

W niecałej połowie trasy,
przysiada się mężczyzna,
wizerunkowo tandetny,
z wielkimi czarnymi okularami,
wiekowo starszy, 40-letni, tak na oko.

"Czy nie wyprawia może pani własnego ślubu?"
słyszę przez słuchawki. Nieco zaskoczona
tak śmiałym pytaniem, odpowiadam "nie, nie
zamierzam", chciałam dodać "nigdy", ale
coś mnie zatrzymało.

"Bo widzi Pani, ja organizuję śluby,
a sam na nich gram - to piękne zajęcie".
Co może być w tym pięknego? Pomyślałam..

Dopiero wtedy nawiązała się dyskusja,
o uczuciach - często chwiejnych, szybko
parujących, nieczystych, wątpliwych..

To była rozmowa o doświadczaniu, porażkach,
pięknych ceremoniach, rozwodach.

Pan Andrzej okazał się wcale nietandetny,
a życiowy, przepełniony wiarą, że wszystkie
śluby, w których uczestniczy będą tymi słusznymi
decyzjami, na całe życie.


"To nie jest piękne, patrzeć na znajomych tańczących na własnym ślubie,
a po kilku latach widzieć ich smutne twarze w sądzie, dzielących się majątkiem."

23 maja 2011

Wytarte wspomnienia, jak spodnie wyrzucone gdzieś na strych,
między zakurzone zdjęcia, wypalone świeczki - jakby bez nadziei,
na lepszą rzeczywistość,na lepszy koloryt i dźwięki głośniejsze od pianina.

Wiatr ucichł, pozostały jedynie krople deszczu na lustrach, szybach,
gdzieś w środku, pomiędzy złem a dobrem, światłem a ciemnością,
przekreślony obraz, tym razem nie ołówkiem a piórem - nieodwracalnie.

A wszystko przez Paradise Circus, Massive Attack.

22 maja 2011

"dziś już nie wiem, czy istniałaś,
tak jak wynaleziona kolej torowa,
ona też jest wątpliwa,
bowiem rozeszły się pociągi w trzy strony,
było tak gorąco, i ktoś wyrzucił kubek
po kawie z ostatniego okna,
zbryzgana dworcowa kostka,
trakcja szlifowała głośny szelest,
perony płynęły z głośników,
pierwszy, drugi, trzeci, kaszel, odjazd, gwizd,
a zakurzone wróble wpadały niemal w torebki
pokruszonych ciastek.

obrzydzenie wieku średniego,

gdy kusi cię inna kobieta, a ty mówisz nie, albo
nie teraz, za moment, dziś nie mogę.
stawiasz pomiędzy wami otwartą książkę,
sięgasz po chusteczkę, zamykasz coś w kieszeni,
i tylko dlatego, że myślisz o tamtym pociągu.

czy to znaczy właśnie pożegnanie,

czy tak ludzie zamykają się w ciekawszym świecie,
drugiej kobiecie, następnym mężczyźnie, kręgach wody?
czy to znaczy, że każdy ma swój pociąg,
konduktorkę, zawsze granatową, ujmująco uprzejmą,
mającą jednak w sobie coś męskiego,
co nie pozwala zapłakać tak nagle,
i w której oczach znajdzie się zapłatę za ten żal?

a może będzie trzeba powtarzać miłość miłość sen!

na każdej stacji, która oddala. miłość miłość sen!
która przebija jak igła szewska,
nanosząc kolejny ścieg,
by lepiej przylegać nagim ciałem do torów.
już nigdy od nich nie odejść."

Nagim ciałem, D. Świderski
Więcej o Dario: http://www.artbreak.com/Dario2

19 maja 2011

















Dzisiaj nieco zabawniej, niczym porządna hulanka.

Źródło: http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/l/f/Rysunki_full_color_3609855.jpg

15 maja 2011





Dzisiaj, nieco bardziej wyrafinowane klimaty muzyczne,
Foo Fighters oraz Kings Of Leon.



10 maja 2011

Wylewający spokój,
gdzieś z głębokiego dna podświadomości..

Zbytnie odchylenia,
od tego co tu, co tam, i gdzieś indziej.

Wymyka się ukradkiem cała ta..
filozofia bycia.

2 maja 2011

Doug Paisley "At the End of the Day" on Viva Radio



Dzisiaj (prze)piękny utwór, najlepszy na powroty tramwajem,
autobusem, autem - do swojego domu, ciepłej herbaty, dresu
i kapci.

"End of the Day", Doug Paisley.