Wczoraj był grudzień,
ten pachnący herbatą i rumem,
rozwiany śnieżną pościelą,
wymalowany obrazami na oknach.
Grudzień załadowany książkami,
wyrobionymi przez tyle linii papilarnych..
Ten, co to się nigdy nie uśmiecha,
wręcz boczy na cały świat, nie mogąc doczekać się
wyostrzonej zieleni, posmaku poziomek, woni konwalii..
I wtem ktoś zapukał, niby mędrzec jakiś,
wyczarował płatki śniegu, te iskrzące gdzieś w oddali,
kilka kamieni dość olbrzymich, wokół las i płomienie palonego ogniska,
takie co to niby dają nadzieję na lepsze jutro, na lepsze zakończenie tych dni.
ten pachnący herbatą i rumem,
rozwiany śnieżną pościelą,
wymalowany obrazami na oknach.
Grudzień załadowany książkami,
wyrobionymi przez tyle linii papilarnych..
Ten, co to się nigdy nie uśmiecha,
wręcz boczy na cały świat, nie mogąc doczekać się
wyostrzonej zieleni, posmaku poziomek, woni konwalii..
I wtem ktoś zapukał, niby mędrzec jakiś,
wyczarował płatki śniegu, te iskrzące gdzieś w oddali,
kilka kamieni dość olbrzymich, wokół las i płomienie palonego ogniska,
takie co to niby dają nadzieję na lepsze jutro, na lepsze zakończenie tych dni.