2 kwietnia 2010

Dawno nie widziałam świata o czwartej nad ranem.
Wczoraj, miało to swój cel i swoje znaczenie.

To było niesamowite, widzieć rozwój tego kawałka świata.
W jednej jego części - było cieplej.
Im bardziej brnęliśmy w doliny,
tym coraz więcej szronu pojawiało się na trawach, roślinności.
Tyle skupisk zwierząt można było zauważyć, które spokojnie patrzyły na
maszynę i ludzi w niej siedzących.
Tak jakby dla nich to ta chwila była swego rodzaju
codziennością.

Przestała istnieć cisza.
Poezją dla uszu był ten sympatyczny dźwięk wydobywający się gdzieś z głębi
tak małego tułowia.
Później, ptaki były wszędzie - wystarczyło się tylko skupić na rzeczywistości.