1 października 2009

Wychodząc dzisiaj z monstrualnego budynku przeczuwałam coś nadzwyczajnego.
Po chwili poczułam krople na granatowym rękawie.
Nie byłam przygotowana na deszcz.
Zauważyłam ruch, bieg, ucieczkę przed tym czego ja nie mogłam się doczekać.
Mój krok przyśpieszył jakby starał się podążać za resztą.
Wiatr zerwał się w ciągu kilku minut, poczułam jesień - liście wirowały po alejkach,
ulicach. Włosy poddawały się mu z uwielbieniem.
Padało coraz silniej - a ja nie chciałam się zatrzymać.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Włosy stały się ciężkie, przybrały formę strąków..
Nie widziałam drogi - ale nie było to wóczas istotne.


Wchodząc do mieszkania, czułam jak kąciki ust unoszą się lekko do góry.
Uśmiech, którego nie zdążyłam dostrzec w lustrze.